jwZ badań przeprowadzonych kilka lat temu okazało się, że najbardziej boimy się wystąpień publicznych. Zaskoczeni? Wydawałoby się, że to śmierć czy strach przed atakiem zmutowanych pszczół uplasuje się na pierwszym miejscu. A jednak nie! Lęk przed publicznym przemawianiem powala nasze pozostałe lęki na łopatki. Pewnie odezwałyby się głosy, że przecież wystąpienia publiczne to prosta sprawa. No tak! Prosta, a nawet bardzo prosta dopóki nie wstaniesz i nie zaczniesz występować.
Zacznijmy, więc od początku ...
Już chiński myśliciel i filozof Sun Zi pisał, jeśli znasz wroga i samego siebie wygrasz pomyślnie 100 bitew. Jeśli nie poznasz swego wroga, lecz poznasz siebie, jedną bitwę wygrasz, a drugą przegrasz. Jeśli nie znasz ni siebie, ni wroga, każda potyczka będzie dla ciebie zagrożeniem, dlatego przyjrzyjmy się bliżej tremie oraz jej pochodzeniu i zobaczmy czy da się temu zaradzić. Za tremę odpowiedzialne jest ciało migdałowate tzw. ”centrum bezpieczeństwa”. Z czymkolwiek wam się to nie kojarzy, to taka wewnętrzna, pierwotna część mózgu, która najpierw działa, a później myśli. Jest to potężna siła, nad którą często ciężko nam zapanować i która niejednokrotnie steruje naszym życiem. Dla równowagi, aby nie dać się zwariować istnieje jeszcze mózg racjonalny odpowiedzialny za mowę i myślenie.
Krótka historia …
I tak na przykład, kiedy idziemy nocą w ciemnej uliczce, a za nami w pewnym momencie ukazuje się cień, ciało migdałowate wysyła sygnał „walcz” albo „uciekaj” i dopiero kiedy nasz umysł racjonalny na chłodno oceni sytuacje i okaże się, że to tylko cień drzewa, czujemy się bezpiecznie i nie jesteśmy zmuszeni do podejmowania radykalnych kroków ratujących nasze życie. Tak się oczywiście dzieje w przypadku, kiedy oba mózgi zgodnie ze sobą współpracują.
Co się jednak z nami dzieje kiedy, oba umysły nie chcą działać w jednej drużynie? Zdarza się bowiem, że w sytuacji bardzo silnego stresu ciało migdałowate nie pozwala tej bardziej racjonalnej części mózgu dojść do głosu i przejmuje nad nim całkowitą kontrolę. Dzieje się tak, między innymi przed publicznym wystąpieniem, trema paraliżuje nas do tego stopnia, że skacze nam tętno, trzęsą nam się nogi, mamy suche usta, spocone dłonie, nie możemy wydobyć z siebie głosu, albo nawet gdy możemy wydobyć głos to co wydobywa się z naszych ust w niczym nie przypomina ludzkiej mowy. Ogólnie rzecz ujmując człowiek wtedy głupieje i traci rozum.
Dlaczego tak jest?
Jak to zwykle bywa wszystko ma swój początek w naszym dzieciństwie, a czym skorupka za młodu nasiąknie tym … wiadomo. I tak kiedy w dzieciństwie nasz umysł racjonalny się jeszcze kształtuje, ciało migdałowate nie pozostaje bezczynne i zbiera informacje z otoczenia, zapamiętując emocjonalnie. Warto tu nadmienić, że jest niezwykle pamiętliwe i nic nie umyka jego uwadze.
U cioci na imieninach…
Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Idziemy z rodzicami na rodzinną imprezę. Mama chcąc się pochwalić jaką to wspaniałą i zdolną ma córkę prosi ją o wyrecytowanie wierszyka lub zaśpiewanie piosenki. Ilu z nas to zna? Zapewne wielu, jeśli nie wszyscy. Trzeba tu przyznać, że ciężko jest być profesjonalnym aktorem czy wokalistką mając zaledwie kilka lat. Wystarczy, więc jeden głupi komentarz czy śmiech skierowany w naszą stronę, aby nasze „centrum bezpieczeństwa” poczuło się zagrożone i zapamiętało tę sytuację jako coś niemiłego, coś przed czym w przyszłości, mimo iż będziemy już dorośli, będzie próbowało się bronić. Trudno więc się dziwić, że mając 30 lat, stojąc przed publicznością zupełnie niespodziewanie zaczynają trząść nam się nogi czy zasycha nam w ustach. Jest to nic innego jak próba ocalenia nas samych przed domniemanym upokorzeniem. Warto tu jednak dodać, że trema to bardzo indywidualne zjawisko i nasze obawy przed wystąpieniami mogą mieć różne źródło. I tak na przykład powyższy przykład z dzieciństwa na pewno ma wpływ na kształtowanie się poczucia własnej wartości i może mieć wpływ na nas w dorosłym życiu, ale istnieją także inne głęboko ukryte powody, które sprawiają, że tak panicznie boimy się przemawiania przed innymi.
Sukces i porażka nie jedno ma imię.
Przeczytałam ostatnio bardzo ciekawe zdanie: „Jedyna pewna rzecz to zmiana”. Jest w tym dużo racji. Czy zdawaliście sobie sprawę, że wielu z nas boi się sukcesu? Jakkolwiek śmiesznie to nie brzmi perspektywa zmiany na lepsze jest tak paraliżująca, że bronimy się przed nią całym sobą, bo jak by to było, gdyby się nagle okazało, że wystąpienie, które zrobiliśmy przyniosło nam prestiż, sławę oraz przy okazji zarobiliśmy pieniądze? Na samą myśl trzęsą nam się nogi, ręce, głos i w ogóle cali jesteśmy jak z galarety. Brzmi śmiesznie? Być może, ale jakie to prawdziwe. Oprócz strachu przed sukcesem warto wspomnieć o strachu przed porażką. Tak, to już brzmi bardziej wiarygodnie, prawda? Oczywiście strach przed porażką powiązany jest z brakiem poczucia własnej wartości, który kreuje się w dzieciństwie, min. przez naszych opiekunów, nie będę więc poświęcać temu znacznej uwagi.
Co robić?
Uczeni piszą, że ciało migdałowate nieustannie zbiera sygnały z naszego organizmu, tzn.: odczytuje jego temperaturę, puls itp. Oznacza to, że więcej łączy je z ciałem niż z umysłem racjonalnym. Wniosek z tego jest bardzo prosty, jeśli chcesz przemówić sobie do rozumu najlepiej zrobić to poprzez ciało. Czy zauważyłeś, że osoba, która jest zdesperowana czy przygnębiona ma pozycję ciała zamkniętą? Kiedy czujemy się źle i jesteśmy smutni nasze ciało
zamyka się, zaczynamy się garbić. Dzięki tej obserwacji uczeni doszli do bardzo prostego wniosku, że pozycja ciała ma wpływ na nasze emocje i na odwrót. Można to bardzo łatwo wyjaśnić. Okazuje się bowiem, że gdy przyjmujemy otwartą pozycje ciała, czyli ramiona i plecy wyprostowane, głowa patrząca pewnie przed siebie, nogi pewnie stojące na ziemi w naszym ciele podnosi się poziom testosteronu odpowiedzialnego za odwagę, chęć działania, agresję a spada poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu. Co to oznacza? Oznacza to, że ilekroć poczujesz, że się boisz i że łapie cię trema możesz odwrócić ten proces wykonując te proste czynności, o których wspomniałam wcześniej. Kolejną bardzo ważną sprawą jest oddychanie.
Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale w trakcie tremy mamy do czynienia z przydechem, a nie oddechem. Ludzie oddychajcie, gdyż znaczna część tremy ulatuje bezpowrotnie dzięki oddechowi. Jeśli macie możliwość przed wystąpieniem zaczerpnąć świeżego powietrza wykorzystajcie ją i z otwartą pozycją ciała oddychajcie głęboko i powoli. Wdech i wydech, wdeeech i wydeeech … właśnie tak.
Dobre słowo na drogę…
Chciałabym jeszcze wspomnieć o moim ulubionym zjawisku tzw. „pierdla”. Pierdel to nic innego jak trema wynikająca ze słabego przygotowania się do wystąpienia lub nie przygotowania się w ogóle i myślenia, że jakoś to będzie. Muszę przyznać, że sama często nie przygotowuję się do prezentacji, ale mając za sobą 10 lat scenicznego doświadczenia czuję się w tym co robię bardzo pewnie i rzadko mnie coś zaskakuje. Różnica jednak jest taka, że jeśli miałabym wystąpienie z tematu, który jest dla mnie całkowicie nowy i nie przygotowałabym się do niego najprawdopodobniej odniosłabym porażkę. Dlatego pamiętajcie przygotowanie się do przemówienia, szczególnie na początku, kiedy zaczynacie przygodę z wystąpieniami jest niezwykle ważne. Trema sama w sobie, ale taka co nas nie paraliżuje jest dobrym zjawiskiem. Daje nam kopa i energie do działania, nie mylmy jej jednak ze wspomnianym „pierdlem”. Zachęcam was do przyjrzenia się swoim strachom i próbowania dotarcia do źródła ich pochodzenia, czyli zdefiniowania skąd się one biorą. O wiele łatwiej się z czymś zmierzyć, jeśli wiemy skąd się to bierze, bo jak wspomniałam wcześniej, jeśli poznasz wroga będzie łatwiej go
pokonać.
Na koniec chcę zdradzić wam małą tajemnicę, która mam nadzieję zmieni wasze podejście do wystąpień publicznych raz na zawsze. Przez 10 ostatnich lat grałam przed różną widownią, jedna reaguje żywiołowo, inna tak jakby w ogóle nie była obecna. Po pewnym czasie zrozumiałam bardzo ważną rzecz, a mianowicie taką, że publiczność nigdy nie jest przeciwko nam! Albo jesteśmy jej obojętni, albo od razu nas lubi. Jedno jest pewne – oni przychodzą, żeby posłuchać tego co mamy do powiedzenia. Poza tym nie taki diabeł straszny jak go malują.

 

Powodzenia!
IzabelaWilczyńska
trener